środa, 15 lutego 2017

02.


~02. To, że nie widzisz kresu swej wędrówki nie znaczy, że Twoje niebo nie kryje się za kolejnym zakrętem.




Nie pamiętam jak wróciłam do domu, ale nie zrobiło to na mnie szczególnego wrażenia. Nie pierwszy raz to się zdarzyło.
  Przyłożyłam głowę do chłodnej poduszki i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Gorące zły plamiły miękki materiał zostawiając na nim różnokształtne wzory.  Czemu jestem taka głupia? Czemu nie potrafiłam po prostu o nim zapomnieć? Albo skoro nie umiałam tego zrobić, to czemu nie zapomniałam o tych pięciu  latach pustki?
Zawsze chciałam mieć normalne życie. Dokładnie takie, jakie było zanim Francesco wyjechał. Ale nie na wszystko miałam wpływ, nie mogłam go zatrzymać, a teraz nie mogę zmienić tego, co czuję.  Nie wiem jak wyglądał bez niego świat, bo zamknęłam się przed każdym jego elementem.  Przerażała mnie rzeczywistość, w której nie było jego.
 Jego uśmiechu. Jego głosu.  Jego oczu, w których po raz pierwszy zobaczyłam prawdziwą miłość.
Próbowałam nauczyć się żyć bez niego przez pięć lat, cholernie długich pięć lat. I tylko po to by zrozumieć, że jest to niemożliwe. I Słońce, i Ziemia kręciły się tylko wokół niego, a ja jako niepotrzebny balast w każdej chwili mogłam wypaść w przestrzeń kosmosu.
Przypomniałam  sobie dzisiejszą reakcje, gdy  go zobaczyłam.  Może mój umysł nie dojrzał do tego, by mu wybaczyć, ale moje ciało zrobiło to, gdy tylko poczuło jego obecność. Każdy bodziec, wszystko to, co sprawiało, że żyję jakby rozkwitło. Powietrze przestało mnie dusić, a serce zaczęło wreszcie wybijać odpowiedni rytm. To Francesco był przyczyną i centrum każdego procesu zachodzącego w moim organiźmie, i bez względu na to co zrobił, a czego nie, to się nie zmieniło.

 Nagle rozległo się pukanie do drzwi,  bez chwili wahania podeszłam do nich i je otworzyłam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem rozmazana i wyglądam jak półtora nieszczęścia. Do pełni świadomości przywróciło mnie zasmucone spojrzenie Vanessy z charakterystyczną zmarszczką pośrodku czoła. Dla niej widok mnie w takim stanie był już niemal normą.
- Francesco wrócił. – oznajmiła jak gdyby nigdy nic zdejmując buty.
- Rozmawiałam z nim – odparłam starając się ukryć rozpacz, która łamała mnie od środka.
- To… co Ty tutaj robisz? Czemu nie jesteście razem ? – spytała delikatnie starając się wybadać teren.
Stanęłam do niej tyłem. Nie chciałam by po raz kolejny patrzyła na moje łzy, które tym razem leciały z mojej winy. No, może nie tyle z mojej, co na własne życzenie.
- Lily? – odchrząknęła – Mogłabyś mi odpowiedzieć?
Nadal milczałam. Miałam nadzieję, że zrozumie mnie bez słów.
- Nie wróciliście do siebie… - zgadła. – Ale… Przynajmniej dogadaliście się jakoś?
Wzięłam głęboki oddech.
- Okłamał mnie. Vini… on wiedział, że wróci a mimo to powiedział mi wtedy, że to ostatnie nasze spotkanie, rozumiesz?   On… okłamał mnie… I jeszcze mówił, że to dla mojego dobra.
Przyjaciółka podeszła do mnie i spojrzała w moje zapłakane oczy.
- Powiedział Ci coś więcej? – spytała delikatnie.
- T- tak … - wyjąkałam. – Że mnie kocha . I że nie wyobraża sobie beze mnie życia. Ale ja nie umiałam… Nie potrafiłam… Vini, ja poczułam się zdradzona! Jak pomyśle, że mogłam nie cierpieć tak przez cały ten czas wiedząc, że moja nadzieja jest uzasadniona…
Przyjaciółka przytuliła mnie tak jak wcześniej Francesco, co spowodowało, że jeszcze bardziej się rozkleiłam. Nie byłam w stanie utrzymać emocji na wodzy. To jedno spotkanie zniweczyło wszystkie moje starania, by jakkolwiek poukładać swoje myśli.
- Porozmawiam z nim. Lily, a czy ty… Czy ty jesteś pewna, że nie potrafisz mu tego wybaczyć?
Odsunęłam się od niej i powróciłam na łóżko.
- Ja… Chcę o nim zapomnieć, ale nie umiem… Przez cały ten czas próbowałam, ale to nie możliwe, bo… Kocham go.  Kocham i właśnie dlatego nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić.
- No to w czym problem? Wydaje mi się teraz , że szukasz dziury w całym. On tutaj wrócił dla Ciebie, przeprosił, wyznał ci miłość a Ty…
- A ja pamiętam to, jak się czułam po tym, jak zniszczył ostatnie pięć lat mojego życia.…. – dokończyłam za nią.
- Postaw się teraz w jego sytuacji…  Fran to też mój przyjaciel i wiem, że jemu też nie było łatwo. Wiesz co on  przeżywał, kiedy musiał odejść od osoby, którą kocha? Albo jak bardzo zraniło go to, że własna rodzina kazała mu to zrobić? Nie wiesz, Lily, oczywiście, że nie wiesz.  Nie umniejszam twojego cierpienia, ale zastanów się nad tym, czy jesteś jedyną osobą, której świat się wtedy zawalił. Każde z nas odczuło jego wyjazd. Liam był jego najlepszym przyjacielem, byli jak bracia.  Dla mnie też był ważny. Wiesz, że gdyby nie on to w życiu bym się nie pozbierała po próbie samobójczej Nelly. Wszyscy ponieśliśmy statę, ale każde z nas miało resztę jako wsparcie. A Fran... A Fran był tam sam. Z rodzicami, którzy nie wyściubili nosa z firmy nawet w święta i ze znajomymi, których nie widział przez osiem lat.  Dodajmy do tego to, że jedyna osoba, na której mu niewyobrażalnie zależało była załamana jego wyjazdem i nie było szansy, by mógł ją pocieszyć.
Pokręciłam głową.
- Miałaś z nim kontakt? – spytałam po chwili.
Dziewczyna lekko się speszyła.
- Vansesso, miałaś kontakt z Francesco?
Spuściła wzrok na puchaty, fioletowy dywan. Cisza mówiła sama za siebie. Nie wiedziałam co mnie bardziej zabolało.  To, że nawet Vini nie była wobec mnie uczuciwa, czy to, że dla odmiany każde wcześniej powiedziane przez nią słowo było najprawdziwszą prawdą.
- Ja chciałam Ci powiedzieć, ale on mnie prosił, żebym tego nie robiła… - zaczęła – Nie chciał ci bardziej komplikować życia. Wiedział, że jeśli zostawi Ci nadzieję, nigdy nie pójdziesz naprzód.  A ja… Widziałam jak cierpisz… nie chciałam Ci dokładać jeszcze od siebie…  To była decyzja Francesco. Musiałam ją uszanować czy mi się to podobało, czy nie.
Spojrzałam na nią. Złość, którą czułam jeszcze chwilę wcześniej zelżała.  Westchnęłam cicho. To nie ona była winna temu wszystkiemu. 
- Co Twoim zdaniem powinnam zrobić?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, co świadczyło o poczuciu ulgi.
- Przede wszystkim zrobić coś z zapuchniętym oczami. – Odwzajemniłam uśmiech, chociaż był lekko skwaszony – A jutro… weźmiesz sobie wolne u Liama i pójdziemy na zakupy. Kupimy ci jakieś fajne ciuchy i pomogę ci przygotować kolację dla ciebie i Francesco. Co Ty na to?
Przyjrzałam się jej uważnie.
- Ja nie wiem czy chcę go widzieć, a ty chcesz nam zorganizować randkę?!
Vanessa westchnęła.
- Zaufaj mi, obydwoje tego potrzebujecie. Pobyć trochę ze sobą, poznać się na nowo... Nie musicie do siebie wracać, ale... Skoro aż tak przeżyliście to rozstanie, to chyba jednak powinniście się spotkać i porozmawiać. Chociażby z szacunku do tego, co kiedyś was łączyło.
Zmęczona ciężarem dzisiejszych przeżyć wzruszyłam ramionami.
- Wiesz w ogóle co się u niego działo przez ten czas? Gdzie się teraz zatrzymał? Cokolwiek? 
Przyjaciółka znowu spuściła wzrok na dywan.
- U Ciebie i Liama, prawda? – spytałam a ona lekko skinęła głową. – Dziękuję. - szepnęłam zaskakując tym samym zarówno ją jak i siebie.
Momentalnie podniosła zdziwiona głowę.
- Za co?
-  Bo… nie chciałabym, żeby był sam po tym co mu powiedziałam. Był naprawdę…
- Przygnębiony? – dokończyła za mnie. – Wiem, nie chciał powiedzieć co mu jest. Od razu poszedł do pokoju, w którym zostawił swoje rzeczy i zamknął za sobą drzwi na klucz. Nie chciał nawet widzieć Liama, co było co najmniej niepokojące. Domyśliłam się, że rozmawiał z Tobą, i że Ty musisz też być w nie najlepszym stanie.
- Tak… - westchnęłam. -  Nie wiem czemu tak się tym wszystkim uniosłam… Znaczy, wiem czemu. Skrzywdził mnie. Ale chyba, skoro wciąż mi na nim zależy, to radość z jego powrotu powinna przejąć stery nad złością, ze wyjechał.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- A pamiętasz jak nie odzywałam się do Liama przez trzy tygodnie tylko dlatego, że zjadł moje ulubione żelki zarzekając się, że nie widział ich na oczy? – zaczęłam się śmiać – Albo jak zrobiłam mu awanturę na pół miasta, bo miał się ze mną zobaczyć o 20 a był o 19;30 ?
Teraz śmiałyśmy się już razem . Po chwili powiedziała:
- I nie dziwie się, że to cię zabolało. Fakt, mógł to jakoś inaczej rozegrać, ale… Mleko się wylało… On Cię na prawdę kocha, Lily. Nawet nie wiem czy nie bardziej niż Liam mnie.
- Hahaha , to jest chyba nie możliwe. – puściłam jej oczko – I wiesz co… Nie wiem czy powinnam czekać z tą rozmową do jutra.  - westchnęłam. - Chyba oboje potrzebujemy wyrzucić z siebie stare żale.
- Też tak uważam.
-W takim razie, mogłabyś wyciągnąć Francesco do naszego parku? Myślę, że tam najlepiej będzie nam się rozmawiało.
Dziewczyna zmarszczyła brwi nie rozumiejąc zbytnio mojej prośby. 
- Wiesz, która jest godzina?
Wzruszyłam ramionami.
- Taka jak każda inna. Dobra do tego, by wyprać niektóre brudy.
- Skoro tak uważasz... Zobaczę co da się zrobić, ale myślę, że jak powiem mu, że to Ty na niego czekasz, nie będzie problemu.
Przyjaciółka wyszła, a ja udałam się do łazienki, aby poprawić nieco będący w katastrofalnym stanie wygląd. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Po chwili naszły mnie wątpliwości.
A co, jeśli to wszystko nie ma sensu?  Jeśli te pięć lat przekreśliło wszystko?  Jeśli... moje dzisiejsze zachowanie uświadomiło mu, że powrót do Londynu był złą decyzją? A co jeśli… zaprzepaściłam ostatnią szansę by być  z nim szczęśliwa?


sobota, 4 lutego 2017

01.



~01. Jeśli Twoje myśli cały czes biegną jedną drogą, to znak, że to właściwa droga. 



~~~*~~~




Pięć lat… Właśnie tyle minęło od wyjazdu Francesco do Włoch.  Od dnia, w którym przestałam być szczęśliwa. Od dnia, który zostawił w moim życiorysie grubą rysę.
Teraz siedzę  na tej pamiętnej ławce - jak co roku o tej porze. Siedzę i myślę… Wspomnieniami wracam do tamtych chwil.



Pierwszy rok był najgorszy, to wtedy właśnie popadłam w depresję. Całymi godzinami potrafiłam siedzieć na parapecie wpatrzona w okno. Na co czekałam? Czego szukał mój pusty wzrok? A w zasadzie kogo. Zupełnie odsunęłam się od przyjaciół. Czułam, że jestem sama. Musiało być ze mną na serio źle, bo nawet moi zapracowani rodzice zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zapisali mnie na jakąś terapię, aranżowali spotkania z ludźmi, na które w ostateczności i tak nie chodziłam.



  Drugi rok był trochę lepszy. Zaczęłam funkcjonować tak, jak każdy normalny człowiek : jadłam, piłam, spałam , w tym, że żadna z tych czynności nie miała dla mnie najmniejszego sensu. Cały  pokój poobklejany był w zdjęciach moich i Francesco.
 Czemu tak było? Skąd po roku kompletnego otępienia znalazłam w sobie sentyment? To proste.  Kiedy nagle życie wyrywa Ci kawał serca a w miejsce pustki wkłada szarą codzienność i samotność, tracisz poczucie tego, co jest prawdziwe, a co nie. Nie wiesz, czy dany moment jest rzeczywistością, czy jedynie kolejnym koszmarem sennym. Dlatego chciałam mieć jakiś dowód na to, że Fran istniał naprawdę. Czasami budziłam się rano i tak jak przed dwoma laty , biegiem szykowałam się na zajęcia, byle by szybciej zobaczyć się z ukochanym. Dopiero po przekroczeniu progu szkoły zdawałam sobie sprawę, że było to bezsensowne. W końcu jego już tam nie było i nigdy miało nie być. Potem nastąpiły wakacje. Moja iskierka wspomnień zakończyła się z kretesem. Musiałam znaleźć sobie coś innego.



 Trzeci rok… Pamiętam to doskonale. Któregoś dnia przyszła do mnie Vanessa, niegdyś najlepsza przyjaciółka, by szczerze ze mną porozmawiać. To wtedy po raz pierwszy pękłam. Powiedziałam jej o wszystkim. O tym, jak bardzo za nim tęsknię. O tym, jak głupim wydaje się być każdy najmniejszy ruch, jak trudne jest wracanie do normalności. I jak niemożliwym staje się ciągła walka z samą sobą. Dziewczyna nic nie mówiła. Słuchała mnie uważnie i tylko od czasu do czasu kiwała głową na znak, że rozumie.I właśnie na tym minął mi cały tamten rok.  Vini przychodziła do mnie co kilka dni. Była. Czasem namawiała mnie na wyjście do kina. Albo przyprowadzała ze sobą Felicie i Cole. Rzadziej pojawiała się z nimi Nelly.



 Czwarta rocznica… Postanowiłam wtedy wyrzucić chłopaka ze swojej pamięci. Wszelkie zdjęcia, wydrukowane maile i prezenty schowałam w pudle, które później wyniosłam na strych. Jedyną pamiątką świadczącą o jego jakiejkolwiek obecności był srebrny łańcuszek w kształcie serca, który dostałam od niego na krótko przed wyjazdem. Trzymałam go w malutkiej, porcelanowej szkatułce niczym największy skarb.



Zatrudniłam się też w biurze rodziców Liama jako sekretarka, dzięki temu spędzałam z przyjacielem więcej czasu. Nie chodziło tu o to, że brakowało mi pieniędzy - rodzice mieli ich pod dostatkiem i nie miel problemu z tym, że z nich korzystam. Po prostu musiałam wyjść gdzieś poza znajome cztery ściany, które od momentu wyprowadzki z rodzinnego gniazda stały się moją celą.



Po jakimś czasie wznowiłam swoje kontakty z resztą. Najbliżej mnie oczywiście była Vini.



 Wróciłam myślami do dnia dzisiejszego i parku, który otulał mnie swoją znajomością. Obróciłam w palcach zawieszkę łańcuszka od Francesco. To pierwszy raz od pięciu lat, kiedy odważyłam się wziąć go ze sobą. Postęp. – pomyślałam. Rozejrzałam się po doskonale znanym krajobrazie. Mimo upływu lat nic się tutaj nie zmieniło. Pory roku przychodziły i odchodziły jedna po drugiej,  a to miejsce wyglądało jakby nie było pod wpływem czasu.



To wszystko sprawiło, że wróciły do mnie kolejne wspomnienia, tym razem z tego szczęśliwszego okresu mego życia.



To właśnie na tej ławce Francesco mnie pocałował po raz pierwszy. To właśnie tutaj mnie przyprowadzał, gdy byliśmy pokłóceni. I to właśnie tutaj mnie zostawił. Co za galimatias. Zakończył nasz związek dokładnie w tym samym miejscu, w którym się rozpoczął.



Zaśmiałam się. Paradoksalność jego wyboru doprowadzała mnie do skrajnych emocji.



Usłyszałam odgłos łamanych gałęzi, który dochodził gdzieś zza moich pleców. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą dobrze znaną mi postać.. Przyjrzałam się dokładniej jego twarzy starając się znaleźć na niej coś nowego. Dowód na to, że to coś więcej niż omamy, które miewałam niegdyś tak często.  Obraz Francesco był tak często odtwarzany w mojej głowie, że pamiętałam każdy detal. Moje serce zaczęło bić szybciej. Tajemnicza postać wpatrywała we mnie swoje ciemne oczęta lustrując przy tym wszystko na swej drodze. Gorące łzy napłynęły mi do oczu.  To było takie znajome...
- Nie pamiętasz mnie? – spytał zawiedziony.
Niepewnie zbliżyłam się do niego. Poczułam jak nagle wszystko to co czułam przez te pięć lat znika. Jak ból, który towarzyszył mi nieustannie, każdego dnia… mija.



 - Pamiętam… - szepnęłam zaciśniętym gardłem, tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
Nie mogłam w to uwierzyć. To on. To naprawdę on! Mężczyzna uśmiechnął się lekko i przytulił mnie tak, jakby te pięć lat nigdy nie istniało. Jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły mi lecieć strumieniami rozmazując przy tym starannie zrobiony makijaż.
Pięć lat… Właśnie tyle czekałam na tę chwilę. Znowu poczułam, że wszystko jest takie jakie powinno. Po raz pierwszy od dawna na mojej twarzy pojawił się najprawdziwszy uśmiech.



 - Przepraszam – szepnął mi we włosy.
Odsunęłam się trochę, by zobaczyć jego wyraz twarzy. Zauważyłam, że on także miał mokre policzki od łez.  Machinalnie starłam jedną z nich.
- Czekałam na Ciebie. Mówiłeś, że nigdy nie wrócisz, ale ja i tak czekałam. Cały czas miałam nadzieję…
- Ćśś… - przerwał mi -  Już dobrze. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię.
Spojrzałam w jego cudne oczy i wiedziałam, że to co mówi płynie prosto z jego serca. .
- Czemu wróciłeś? – spytałam, gdy zaczął troskliwie głaskać mnie po policzku.
Uśmiechnął się.
- A co miałem robić we Włoszech, skoro cały mój świat jest tutaj, w Londynie?- spytał i dodał – Szkoda tylko, że musiałem wyjechać, by zobaczyć, że jesteś wszystkim tym, czego potrzebuję. Mam nadzieję, że nie jest za późno…
- Było mi bardzo ciężko jak wyjechałeś… - przerwałam mu. – Tak naprawdę nigdy się z tym nie pogodziłam.
- Wiem, za to właśnie Cie przepraszam… Ale musiałem… Moja rodzina naciskała.  Przeniesienie firmy z powrotem do Neapolu było dla nich dobrym posunięciem, a nie chcieli bym został w Anglii sam. Ściągnęli mnie do siebie niemal siłą.  A ja.. – westchnął – Wiedziałem, że wrócę. Nie wiedziałem tylko kiedy…
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
 - Wiedziałeś, że wrócisz? – spytałam i odsunęłam się od niego.
- Tak – zaczął – ale nie wiedziałem kiedy. Nie chciałem robić Ci nadziei, bo równie dobrze mogło się okazać, że do tego czasu znalazłabyś sobie kogoś innego. Nie mogłem od Ciebie wymagać, byś na mnie czekała.
Po raz kolejny do oczu napłynęły mi łzy. Poczułam się oszukana. Oszukana przez jedyną osobę, której ufałam bezgranicznie. Powiedział, że nie wróci. Że to koniec. Zamienił każdy nowy dzień w koszmar. Zabrał mi wszystko. A teraz wrócił i mówi, że wiedział o tym od początku.
- Dlatego wolałeś mnie pozbawić jakichkolwiek złudzeń… -  rzekłam i odwróciłam wzrok.
- Lily, nie miej mi tego za złe. Chciałem dla Ciebie jak najlepiej. – Złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie.
Nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony jedyne o czym marzyłam to przytulić go i nigdy już nie wypuszczać ze swoich ramion, zapominając przy tym o długim okresie naszej rozłąki. Z drugiej zaś byłam na niego wściekła, że tak mnie okłamał. On nawet sobie nie wyobraża co ja przechodziłam przez ten czas. Tyle razy, ile myślałam o samobójstwie… O zakończeniu tego koszmaru...
- A co by było, gdybyś wrócił a ja bym już nie żyła ?- spytałam go, patrząc mu przy tym głęboko w oczy.
Tego się nie spodziewał. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął. Potem ponownie je otworzył.
- Czemu miało by Cie nie być? – spytał.
Odsunęłam się od niego o kilka centymetrów. Nabrałam tym samym dystansu nie tylko do jego ciała, ale też i uczuć, którymi kiedykolwiek go darzyłam.
- Zapytaj Vanessy, jak wyglądało moje życie przez ten czas, gdy Ciebie nie było, a wszystko stanie się  jasne.
 Odwróciłam się by odejść, lecz Francesco był szybszy. Po niespełna sekundzie znów stał na wprost mnie.
- Lily, proszę, postaraj się mnie zrozumieć. Nie chciałem Cię skrzywdzić. - westchnął. - Ja... zawsze kierowałem się tylko twoim dobrem. Nic innego się nigdy nie liczyło.
Pokręciłam głową. Nie mogłam go słuchać. Nie mogłam znieść słów, które do mnie kierował. Tak bardzo chciałam to usłyszeć... Tak wiele razy tworzyłam w swoich myślach podobne sceny.... A teraz, gdy stały się rzeczywistością, nie wiedziałam co robić. Fakt, że zabrał mi nadzieję, że uważał iż ktokolwiek mógłby zająć jego miejsce... To było za wiele.
- Lily, kocham Cię. Nigdy nie przestałem. Proszę... Uwierz mi.
Zacisnęłam powieki. Smutek malujący się w jego bystrych oczach ranił mnie.
- Też Cię kocham, Fran... - wyszeptałam. - Ale wiele się zmieniło.  Nikt nigdy nie wyrządził mi takiej krzywdy, jak Ty. Byłeś jedną osobą, której ufałam bezgranicznie. - przełknęłam ślinę. - Nie umiem od tak o tym zapomnieć.
Włoch westchnął i spuścił wzrok na czubki butów.
- Masz rację, nie mogę tego od Ciebie oczekiwać. Nie wiem co sobie myślałem wracając. - Pokręcił głową. - Powiedz mi tylko... - spojrzał mi w oczy. - Czy jest nadzieja, by było jak dawniej?
Zacisnęłam usta, a cisza, która powstała między nami przyprawiała mnie o dreszcze. Nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Nie wiedziałam jak sie zachować. Nagle każdy gest wydał mi się bezsensowym i  niepotrzebnym.
Po chwili Francesco odwrócił się i odszedł. Nie czekał aż go zawołam, przytulę, zapewnię o miłości. Odszedł dokładnie tak, jak pięć lat wcześniej. Czułam się tak, jakbym traciła go po raz drugi, lecz tym razem w sposób jeszcze bardziej bolesny, bo na własne życzenie.
Mój wzrok utkwił w punkcie, za którym zniknęła jego sylwetka i zdałam sobie sprawę, że już po raz drugi jestem niepewna tego, co miało nadejść.
Miłość do Francesco nigdy nie minęła.  Nie miała terminu przydatności, jak większość tych, które spotykały moich znajomych. On nigdy nie wyparował z mojego serca. Ale czy to wystarczający powód, by nie pozwolić mu po raz kolejny zniknąć ?